Żona mojego kuzyna - Ala, któregoś dnia zakochała się we Włoszech. Zaczęło się od języka. W ciągu kilku lat, sama, jeszcze z kaset i płyt nauczyła się biegle włoskiego. Potem wyjechała do pracy na południe Włoch. Wyjeżdża tam regularnie, zwykle dwa razy w roku i tak sobie organizuje pracę, żeby móc przy okazji też pozwiedzać. Jej pasja przełożyła się też na aktywną działalność w stowarzyszeniu miłośników kultury włoskiej i poznanie tego kraju również od strony kulinarnej.
Blog kulinarny. Lubię nowe smaki w kuchni. Smacznie jeść. Gotować, smażyć i eksperymentować w kuchni. Piekę ciasta i torty. A przy okazji dzielę się moimi refleksjami o życiu. Pomysły na obiad i deser wprost z Sosnowca od Anety Twaróg
poniedziałek, 31 października 2016
Głowa zombie
Raz na jakiś czas trafia mi się pomoc w kuchni. Zwykle Maciek pomaga w robieniu ciast. Ale kilka razy w roku w kuchni eksperymentuje Mikołaj. I jest to eksperyment w pełni samodzielny i głęboko przemyślany. W tym roku juz od kilku tygodni chodził za mną, żebym zgodziła się na jego pomysł na halloweenowy obiad. Najpierw co prawda miał to być obiad i kolacja, ale ostatecznie do realizacji został wybrany tylko obiad.
sobota, 29 października 2016
Dżem dyniowy
Nie robię zbyt wiele przetworów. Pamiętam czasy mojej szkoły średniej, gdy latem zbierałam owoce na działce rodziców. Porzeczki czarne i czerwone, agrest, wiśnie. Ręce podrapane od agrestowych kolców, godziny spędzone wieczorem na wydłubywaniu pestek z wiśni. Wielkie garczki na kuchence, w których to wszystko się potem smażyło. Piwnica zapełniająca się bardzo szybko dziesiątkami słoików.
czwartek, 27 października 2016
Zupa dyniowa
Zupa dyniowa nieodmiennie kojarzy mi się z dniem Wszystkich Świętych. Zawsze jadłam ją w okolicach 1 listopada, w Rybniku, w domu mamy mojego męża. Gęsta, dość ostra, z wyraźnym posmakiem cynamonu. Sycąca i bardzo dobrze rozgrzewająca. W tym roku postanowiłam sama zmierzyć się z tym daniem. Wyszła wersja na bogato, ale dzięki temu załatwia na obiad dwa dania. I o dziwo smakuje nawet moim wybrednym dzieciom.
środa, 26 października 2016
Czekoladowy antydepresant
Czekoladę uwielbiają u mnie w domu wszyscy. Zawsze i w każdej postaci. W chwilach największego kryzysu nawet wyjadają łyżeczką kakao rozpuszczalne. Mąż Marcin najbardziej żurawinową i gorzką, choć widziałam kiedyś, jak podkrada dzieciom kinderki. Maciek zje każdą, ale prawdziwą miłością darzy batoniki - snickersy, twixy, liony. Jeśli czekoalda, to mega słodka, czyli "krówkowa" lub toffi. Mikołaj jest wybredny. On tylko mleczną i białą. Więc jak dostaje np. na święta wielką Milkę z całymi orzecham, wszyscy w domu się cieszą, że będą mieć dodatkową czekoladę do podziału. Kuba ma fazy na słodkie. Może tygodniami nie ruszać leżących na widoku kinderków (wtedy bracia robią podchody, żeby je zdobyć), a któregoś dnia, w ciągu pięciu minut, zje ich całe pudełko. Ja też mam swoje hity. Lubię mleczną, także tą z całymi orzechami, gorzką z chili, ale najbardziej lubię kokosową. Ideał to Mauritius, bo ma wiórki kokosowe zatopione w czekoladzie, a nie nadzienie. Jeśli chodzi o ciasto czekoladowe, jestem bardziej wybredna. Lubię brownie, nie przepadam za murzynkami. Są dla mnie za suche, za twarde. Do czasu. Znalazłam przepis, który mi odpowiada, a do tego ma tyle możliwości własnej interpretacji, ilu wykonawców. Dostałam go od mamy wiele lat temu i już wiele razy robiłam go w wersji full, czyli z serem. Teraz przyszła pora na wariacje z samą częścią czekoladową. Żeby było dużo czekolady, bo na deszcz za oknem to najlepszy lek na depresję.
wtorek, 25 października 2016
Cytrynowo-kokosowy eksperyment
Pewnej niedzieli mój mąż zapytał o coś słodkiego. Niestety, poza gorzką czekoladą nie było nic. Ubrał więc buty i poszedł do piekarni. Wrócił za chwilę z kawałkiem ciasta. (Jak to dobrze, że piekrania jest czynna całą dobę :-) I wtedy padły słowa, które długo zapamiętałam: Bez ciasta, niedziela się nie liczy. Więc, pomimo kolejnych fałdek na brzuchu ( bo jak tu upiec i nie spróbować), staram się coś dobrego na weekend wymyślać.
Bardzo dawno temu, w domu babci mojego męża, jadłam pyszne ciasto kokosowe. Uwielbiam kokos, ale zbyt wiele przepisów z jego wykorzystaniem nie miałam. Ciasto babci Milki było rewelacyjne. Kruchy spód, a na wierzchu przypieczona gruba warstwa kokosu, która smakowała, jak klasyczne kokosanki z odpustowych straganów przed kościołem. Słodycz wielka, pyszna. Przepis wzięłam, zrobiłam raz, jeszcze w akademiku. Wiele lat oryginalna kartka z przepisem przeleżała w segregatorze z przepisami. Zżółkła, ale nadal piękne, stare pismo dało się odczytać. Tyle tylko, że tym razem przyszedł czas na eksperyment ze spodem ciasta. Młodsi synowie od tygodnia nie chodzą do szkoły, bo dopadło ich zapalenie płuc. Zwłaszcza Maciek gorzej wszystko przechodzi i ciężko mu idzie zdrowienie. Maciek jest wielkim miłośnikiem wszystkiego co słodkie, ma też zacięcie do gotowania i pieczenia. Jego popisowy numer to ucierane ciasto cytrynowe. Chciałam więc sprawić mu przyjemność i połączyłam stary przepis babci Milki z ciastem cytrynowym. Ale, żeby nie był prawdziwy eksperyment, to ciasto cytrynowe też z innego przepisu. Znalazłam na blogu mojewypieki, ale też nieco zmodyfikowałam.
Cytrynowy spód
160 g margaryny do pieczenia
3/4 szklanki cukru
3 duże jajka
otarta skórka z 2 cytryn
sok z 1/2 cytryny
170g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Margarynę utrzeć na gładką masę dodając na zmianę całe jajka i porcje cukru. Do masy wsypać przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia. Wymieszać. Na koniec dodać skórkę i sok z cytryny. Wymieszać.
Wyłożyć na blachę, na papier do pieczenia i podpiec 15 minut w temp. 180 stopni.
Kokosowa góra
100g margaryny do pieczenia
1/2 szklanki cukru
1 i 1/2 szklanki wiórków kokosowych
cukier waniliowy
3 łyżki śmietanki lub mleka
Wszystkie składniki wymieszać na masę. Wyłożyć na podpieczony spód i piec całość jeszcze 15 minut w temp. 180 stopni.
Po wystudzeniu ozdobiłam ciasto lukrem (cukier puder+woda+barwnik spożywczy) i grillowaną cytryną.
Jesienna zupa
Moje dzieci nie lubią warzyw. Wybierają z krupniku, jarzynowej, pieczarkowej, każdy kawałek selera, marchewki i pietruszki, ozdabiając wianuszkiem brzeg talerza. Z surówek zjedzą tylko marchewkę z jabłkiem, albo buraczki. Sałatki akceptują raptem trzy. Denerwowało mnie to długo, aż zaczęłam robić zupy-kremy. Wrzucałam jarzyny do zupy, ale potem wszystko bezlitośnie traktowałam blenderem. I nagle okazało się, że takie zupy wszyscy domownicy akceptują bez szemrania. Ba, nawet uwielbiają je. I tak powstały liczne wariacje na temat jarzyn, ale mamy jedną ulubioną. Robi się ją błyskawicznie. W Biedronkowej chłodni jest mrożonka o nazwie "Jarzynowe trio" - kalafior, brokuły, marchewka. Jest to duże opakowanie, dzięki czemu zupa naturalnie robi się po zmiksowaniu gęsta. A żeby było nie tylko szybko, ale i ładnie, dodajemy do niej grzanki, pestki dyni i słonecznika. I oczywiście kleksik ze śmietany!
Przepis dla 5 osób na dwa dni
Mrożonka "Jarzynowe trio"
Skrzydełko z kurczaka lub rosołki winiary
1 duża bułka na grzanki
odrobina margaryny do grzanek
pestki dyni
ziarna słonecznika
gęsta śmietana do zrobienia "kleksika"
natka pietruszki
sól, pieprz
Jeśli robimy zupęna skrzydełku z kurczaka, najpierw zagotować wodę (ok. 1,5-2 litry) z mięsem. Do gotującej wody wrzucić jarzyny. Jeśli robimy zupę na rosołkach jarzyny zalać wodą i zagotować, a następnie wrzucić 2 rosołki. Gotować do miękkości jarzyn. Doprawić solą, pieprzem. Zblenderować. zrobić grzanki. Bułkę pokroić w kostkę, usmażyć na patelni, na roztopionej margarynie, albo maśle klarowanym. Po podzieleniu na talerzach, do każdej porcji dodać garść grzanek, posypać ziarnami i pestkami i ozdobić kleksikiem ze śmietany i pokrojoną natką pietruszki.
Mołdawskie ziemniaki
Tak naprawdę nie do końca jestem pewna czy przepis pochodzi z Mołdawii. Mnie kojarzy się właśnie z tym krajem.
Latem, podczas Światowych Dni Młodzieży gościliśmy w naszym domu 18 - letnią Veronicę. Przyjechała z całą grupą z Mołdawii. Zaledwie dwa lata starsza od naszego najstarszego syna - Kuby, wniosła do naszego domu ogrom niespodziewanych emocji. Zwykle, podczas normalnego tygodnia szkoły i pracy, zajęci własnymi sprawami, wieczorami nie mamy czasu, by dłużej pobyć z sobą. Nie mamy ani czasu, ani nawet ochoty, by każdego dnia do późna ze sobą rozmawiać. Tymczasem Veronica nieoczekiwanie zjednoczyła nas przy stole w kuchni, gdzie do północy jedliśmy, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Po polsku, po rosyjsku, po angielsku - świetnie się rozumieliśmy i bardzo miło spędzaliśmy ze sobą czas. Z przyjemnością się nią opiekowaliśmy, widząc, z jaką otwartością przyjmuje tą naszą opiekę. W pewien sposób jej pobyt przyniósł też mnie refleksję odnośnie Kuby. "Jakby to było, gdyby był zdrowy, gdyby urodził się wcześniej"...
Veronica wróciła do domu i możemy wzajemnie śledzić swoje losy obserwując profile na FB. I właśnie całkiem niedawno, na profilu mamy Veronici - Sylvii, znalazłam przepis na faszerowane ziemniaki. Odrobinę go zmodyfikowałam. Wymaga co prawda czasu, ale polecam, nawet jako danie na imprezę. Wygląda fajnie, smakuje doskonale.
Przepis dla 5 osób
średniej wielkości ziemniaki - po 1-2 sztuki dla każdego (w zależności od apetytów)
1/2 opakowania sera feta
ok.200g startego na tarce żółtego sera (ja dałam goudę, rodzaj wg własnego upodobania)
po 2 na każdego ziemniaka, wąskie plasterki szynki parmeńskiej
posiekana natka pietruszki
sól, pieprz
Ziemniaki wyszorować, naciąć delikatnie wzdłuż, owinąć folią aluminiową i wstawić do piekarnika. Piec 1 godzinę w temp. 250 stopni. Po upieczeniu wyjąć, odciąć z każdej strony końcówkę (chodzi o to, żeby ziemniaka po nafaszerowaniu łatwo było postawić). Postawić na jednym końcu i wydążyć trochę ze środka. Posypać solą i pieprzem.
Zrobić farsz. Starty ser żółty wymieszać z rozgniecioną widelcem fetą. Połączyć z natką. Podzielić na porcje i włożyć do wydrążonych ziemniaków. Na wierzch położyć odkrojoną "czapeczkę" i każdy ziemniak owinąć szynką. Wstawić do piekarnika i piec jeszcze 15 minut w 180 stopniach. Podawać rozkrojony z sosem czosnkowym i sałatką z kapusty pekińskiej.
sos czosnkowy
5 łyżek śmietany 18%
2 ząbki czosnku starte na tarce
sól
Składniki sosu wymieszać. Dobrze smakuje, jeśli jest zimny, prosto z lodówki.
sałatka z kapusty pekińskiej
3 duże liście kapusty pekińskiej
1 jabłko starte na tarce
1/2 cebuli drobno pokrojonej
oliwa
sól, pieprz
Kapustę pokroić, dadać jabłko i cebulę. Doprawić do smaku solą i pieprzem, polać oliwą. Mała sugestia - sałatka smakuje lepiej, gdy trochę się "przegryzie". Warto ją zrobić godzinę przed podaniem.
Witajcie!
Wielkie dzień dobry. Namawiana przez bliskich i trochę dalszych znajomych, postanowiłam w końcu zmierzyć sie z wyzwaniem i założyć bloga. Trochę kulinarnego, trochę refleksyjnego, a jak wystarczy energii, to jeszcze trochę podróżniczego. Na pewno w każdym razie będzie smacznie. Zapraszam serdecznie.
Aneta
Subskrybuj:
Posty (Atom)