Przez lata nie lubiłam śledzi. Wprost ich nie cierpiałam. Żadnych. W śmietanie, rolmopsów, po kaszubsku. Obojętnie. A niestety, w moim rodzinnym domu, podczas Świąt Bożego Narodzenia śledzi było dużo. Omijałam je szerokim łukiem i nie dawałam się namówić nawet na spróbowanie.
Na szczęście się to zmieniło. Na szczęście, bo teraz ani ja, ani moi chłopcy nie wyobrażamy sobie tygodnia bez śledzi. A paczuszka "Śledzika na raz" u nas jest właśnie taką porcją dla jednej osoby. No może jednej i pół :-) A jak to się stało? Parę lat temu odkryłam firmę Lisner. Na spróbowanie poszły śledzie po hawajsku, bo mój mąż uwielbia takie smaki. Dałam się namówić na degustację. Były pyszne! Nawiasem mówiąc nadal uważam, że najlepsze śledzie gotowe, przyprawione, w różnych sosach robi właśnie firma Lisner. Od tametj pory zaczęły się więc moje eksperymenty z tymi rybami. I powstał przepis na świąteczne śledzie korzenne.
Składniki:
opakowanie śledzi a la Matjas - wielkość według uznania
marynata korzenna lub korzenna przyprawa do śledzi (łyżka przyprawy na około 200g śledzi)
cebula (jedna średniejwielkości cebula na około 200g śledzi)
olej rzepakowy
Śledzie namoczyć w wodzie na 1-2 godziny. Wyjąć z wody, pokroić w paski, lub drobniej, według uznania. Cebulę pokroić w piórka. Wymieszać ze śledziami, dosypać przyprawę. Dokładnie wymieszać. Zapakować do słoika i zalać olejem tak, aby wszystkie śledzie były zakryte. Śledzie korzenne najlepsze są po kilku dniach. Najlepiej więc zrobić je 4-5 dni przed wigilią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz