Lubię chłopaków. Zwłaszcza moich własnych. Dobrze się czuję w ich towarzystwie. Nie trzeba niczego udawać, można powiedzieć prosto z mostu (a nawet trzeba, bo z pojmowaniem aluzji u facetów kiepsko), nie trzeba udawać, że się jest panienką, która nie wie do czego służy młotek, tylko wspólnie piłować, wiercić, malować.
Można też niespodziewanie dostać śniadanie do łóżka i być prawdziwym bohaterem (bohaterem, nie bohaterką!), gdy się zmienia halogenki. Można być ekspertem od gotowania i wymyślania dowcipów. Ale można też powiedzieć - boli mnie głowa, teraz wasza kolej i nikt nie próbuje wykręcić się tym samym (no, może z jednym małym, och, przepraszam, Dużym, wyjątkiem).
Towarzystwo kobiet mnie onieśmiela i nie najlepiej się czuję. Nie śledzę mody, nie znam się na kremach, tipsach i fryzurach. Konkurencja duża, zwłaszcza biorąc pod uwagę walory zewnętrzne. Czuję się lustrowana, oceniana i zawsze w tej konfrontacji wychodzę w swoich oczach kiepsko. Dlatego wolę męskie grono. Dlatego lubię czasami sprawiać mojemu męskiemu otoczeniu niespodzianki. Najlepiej słodkie oczywiście.
Składniki:
2,5 szklanki mąki
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
niepełna szklanka cukru
margaryna do pieczenia bez końcówki
2 żółtka i 1 całe jajko
małe opakowanie chałwy (taki baton z lidla np.)
Z podanych składników zagnieść ciasto. Wstawić na 2 godziny do lodówki (można tez przygotować dzień wcześniej). Porcjami rozwałkowywać i szklanką wycinać ciasteczka. Na każdym odbić pieczątkę - Made with love. Piec w nagrzanym do 180 stopni piekarniku około 15-20 minut - do suchego patyczka. Ciasteczka można spakować w paczuszki do folii i obwiązać kokardką - będą miłym prezentem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz