Nie zgadniecie co u mnie w domu kryje się pod nazwą "racuchy". Gdy moje dzieci poszły do przedszkola okazało się, że coś, co przez całe życie znałam pod tą nazwą, w Sosnowcu wygląda jak zwykłe placki z jabłkami. W domu moich rodziców racuchy jadło się tylko na wigilię. No, czasami jeszcze w czasie karnawału.
Racuchy z mojego domu to trochę takie pączki. Bazą jest ciasto drożdżowe. Rwie się go na małe kawałki i wrzuca na gorący olej. Smaży jak pączki czy donaty z obu stron na złoty kolor i posypuje cukrem pudrem. Racuchy upieczone w ten sposób są mocno sękate, a nie gładkie jak pączki. Oczywiście najlepsze są tego samego dnia, ale po kilku dniach, gdy już wyschną, świetnie też smakują maczane w mleku. Mistrzynią w robieniu racuchów była moja babcia. Wychodziły jej niezbyt spieczone i mocno waniliowe. Ja nigdy nie porwałam się do zrobienia racuchów. Dla mnie to taka potrawa, która przynależała tylko i wyłącznie do babci. A skoro jej już nie ma, to trudno. Żadne inne racuchy nie będą już tak smakować. Ale w tym roku zaryzykowałam upieczenie donatów - takich pączków z dziurką, nadzianych lemon curdem - cytrynowym kremem. Wyszło dużo i okazały się całkiem niezłe.
Inspiracją były przepisy na amerykańskie donaty i lemon curd ze strony www.mojewypieki.com
Składniki: (z podanych proporcji wyszły 33 sztuki)
Na ciasto:
2,5 szklanki mąki
25g drożdży
1/2 szklanki mleka
1/4 szklanki cukru
50g margaryny do pieczenia roztopionej
1 jajko
olej do smażenia
1 ziemniak pokrojony w plasterki
Lukier:
cukier puder
letnia woda
Zrobić rozczyn. Drożdże wkruszyć do kubeczka, dodać łyżkę ciepłego mleka, łyżeczkę cukru i łyżeczkę mąki. Wymieszać, postawić w ciepłe miejsce. Mąkę wsypać do miski, dodać cukier, jajko, roztopioną margarynę i wyrośnięte drożdże. Wymieszać i porcjami dolewać mleko. Ciasto wyrabiać i zagnieść w sprężystą kulkę. Jeśli okaże się, że część mleka została - nie przejmujcie się. Ciasto powinno być tylko lekko klejące. Przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na około 1 godzinę.
Po tym czasie partiami rozwałkowywać na grubość około 1 cm. Wykrawać szklanką a środki np. zakrętką. Odstawić na posypany blat lub ściereczkę do wyrośnięcia, na około pół godziny.
Na rozgrzany olej wrzucać donaty i smażyć na złoto obracając strony. Żeby olej nie palił się, moja babcia smażąc racuchy wrzucała do niego plasterki ziemniaka. Zrobiłam tak samo, a przy okazji kontrolowałam temperaturę tłuszczu. Plasterki nie mogą smażyć się zbyt szybko. Najlepiej, jakby jeden plasterek wystarcza na dwie porcje donatów (smażyłam po 5).
Zrobić lukier. Cukier puder wymieszać z letnią wodą do konsystencji gęstej śmietany. Ilość cukru pudru zależy od tego, w jakim stopniu chcemy polukrować donaty.
Usmażone wyciągać na bibułę (może być ręcznik papierowy) i jeszcze ciepłe lukrować. Gdy wystygną nadziewać porcjami lemon curdu. Ja używam do tego strzykawki. Wyjmuję tłoczek i nakładam krem, a następnie wbijam zdecydowanie końcówkę w kilka miejsc, umieszczając lemon curd wewnątrz donata.
Składniki:
1 cytryna
1 jajko
1 żółtko
80g cukru
40g masła lub margaryny
Jajko, żółtko i cukier wymieszać w garnuszku na gazie. Dodać masło, wyciśnięty sok i otartą skórkę z cytryny. Zagotować i trzymać na małym ogniu do zgęstnienia. Przelać do słoika i wystudzony trzymać w lodówce. Lemon curd można zrobić poprzedniego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz