Co roku pomagam w wigilii klasowej moich synów w SP42. Na poczęstunek składają się raczej słodkości, więc szukałam kiedyś przepisu na ciasto, które przypadnie do gustu dzieciom.
Blog kulinarny. Lubię nowe smaki w kuchni. Smacznie jeść. Gotować, smażyć i eksperymentować w kuchni. Piekę ciasta i torty. A przy okazji dzielę się moimi refleksjami o życiu. Pomysły na obiad i deser wprost z Sosnowca od Anety Twaróg
czwartek, 22 grudnia 2016
Domowy pasztet z żurawiną
Taki pasztet chodził za mną i śnił mi się po nocach. Zapach, smak, wszystko. Mój dziadek i wujek - brat mojego taty byli myśliwymi. Na początku grudnia zwykle jeździli na polowania. Z tych polowań do naszego domu trafiał zając, czasem dwa. Najpierw przez kilka tygodni wisiał na balkonie, żeby na mrozie skruszał. Przed Świętami był przerabiany na dwa dania - pasztet i potrawkę. Potrawka była w ciemnym sosie, ze śmietaną. Mięso nie za bardzo miękkie, idealnie doprawione i podawane obowiązkowo z buraczkami.
środa, 21 grudnia 2016
wtorek, 20 grudnia 2016
Uszka do wigilijnego barszczu
Uszka to mój debiut. W moim rodzinnym domu robi się na wigilię zupę grzybową. Mocną, aromatyczną, na wywarze z prawdziwków. Z łazankami. U męża zdecydowanie barszcz z uszkami. Ale ponieważ w tym roku zostajemy na Święta w swoim domu, w Sosnowcu i nie będzie z nami moich rodziców, dałam domownikom wybór - barszcz czy grzybowa. Wybrali barszcz. No to zdecydowałam się na zrobienie do niego uszek. Z przepisu na wigilijne pierogi. I muszę przyznać, że wyszły całkiem niezłe. Może trochę za duże, ale smaczne. Żeby nie szukać przypominam przepis:
Pyszne pierogi wigilijne
Lata temu stanęłam przy stole, aby uraczyć moją rodzinę domowymi pierogami z pieczarkami. Stałam tak pół dnia, ugniatałam, wykrajałam, lepiłam, gotowałam. Domownicy przyszli i... pochłonęli moje dzieło w dziesięć minut. Cała taca pierogów weszła do żołądków moich mężczyzn ani się obejrzałam. Owszem pochwalili, że smaczne, ale cały obiad, na który poświęciłam pół dnia nie trwał nawet 20 minut!
piątek, 16 grudnia 2016
Świąteczne domowe lody: piernik i chałwa
Wiecie na czym polega wyspowanie lodów? Trzeba wyjąć pojemnik z lodami z zamrażalnika, położyć na stole, odczekać kilka minut. Otworzyć pudełko, nakrzyczeć na lody, że tak wolno się rozmrażają i jeszcze trochę poczekać. Potem zasiąść przed telewizorem, wziąć pudełko z lodami na kolana i zacząć jeść lody łyżeczką, zaczynając od brzegów. Tam najszybciej się rozpuszczają. Lodów ubywa po brzegach, a na środku zostaje bardziej zamrożona wyspa. To jest właśnie wyspowanie!
czwartek, 15 grudnia 2016
Wigilijne śledzie korzenne
Przez lata nie lubiłam śledzi. Wprost ich nie cierpiałam. Żadnych. W śmietanie, rolmopsów, po kaszubsku. Obojętnie. A niestety, w moim rodzinnym domu, podczas Świąt Bożego Narodzenia śledzi było dużo. Omijałam je szerokim łukiem i nie dawałam się namówić nawet na spróbowanie.
wtorek, 13 grudnia 2016
Pierniczkowy pociąg
Kuba bardzo lubi pociągi. Jest w nich zakochany od wielu lat. Najpierw to był po prostu podziwianie różnych lokomotyw, wagonów, zwiedzanie skansenów, itd. Poszewka na poduszkę ze starą lokomotywą parową, letnie podróże wąskotorówkami w różnych częściach Polski. Książki z lokomotywami i salwy śmiechu przy czytaniu wierszyka "Lokomotywa". Potem przyszła fascynacja "Tomkiem" i "Stacyjkowem". W okresie świątecznym odkryliśmy "Ekspress Polarny".
poniedziałek, 12 grudnia 2016
Herbata Kliper siedmiu mórz
Mój brat - Darek to zapalony żeglarz. Od czasów, gdy chodził do technikum - łódki, morze, jeziora pochłaniają go bez reszty. To taka prawdziwa pasja. Najpierw była harcerska drużyna żeglarska, żeglowanie po stawie w naszym rodzinnym mieście, obozy na Mazurach, gitara, shanty, worek z grubego płótna, zamiast plecaka... Nie były to czasy internetu, więc chcąc mieć oryginalną, tematyczną torbę, mój brat poprosił krawcową o uszycie lnianej torby, na której następnie zrobił sobie sam napis farbą drukarską (skąd ją zdobył - tajemnica).
Świąteczne pierniczki
Mniej więcej tydzień przed Bożym Narodzeniem otwieramy naszą domową fabrykę pierników. Zwykle w piątek, przez cały dzień, piekę pierniczki. Rozwałkowuję kolejne partie ciasta, wykrawam, układam na blaszkach, wkładam do piekarnika, wyjmuję i tak w kółko. Gotowe kształty tworzą dość pokaźny stosik.
niedziela, 11 grudnia 2016
Rozgrzewająca herbatka
Kilka lat temu umarła moja babcia. 93 lata. Słuszny wiek ale i tak było smutno i żal. Nie pamiętałam, czy w moim rodzinnym mieście, w czasie pogrzebu, jest okazja do spowiedzi, więc chciałam iść do kościoła tam, gdzie wtedy mieszkałam. Problemem było zagospodarowanie na ten czas trójki małych dzieci. Zadzwoniłam do przyjaciółki Sylwii, poprosiłam, czy mogę ich na chwilę zostawić. Zgodziła się bez problemu.
piątek, 9 grudnia 2016
Pizzerinki
Mam paczkę niezastąpionych przyjaciółek. Sylwia, Renatka i Asia. Z Sylwią i Asią razem studiowałyśmy. Renatka to przyjaciółka "nabyta" znacznie później - została żoną przyjaciela męża Sylwii. Skomplikowane? Nawet jeśli, to nie tak ważne. Renatka doskonale zgrała się z nami i bardzo się lubimy. Prawdziwa grupa wsparcia. Każda ma inną pracę, inny skład rodziny, inne problemy. Ale doskonale się dogadujemy. Spotykamy się mniej więcej raz w miesiącu na wspólnych ploteczkach. Śmiejemy się, narzekamy, wygłupiamy, płaczemy. Czasami wszystko na raz. Spędziłyśmy razem z naszymi rodzinami kilka Sylwestrów, świętowałyśmy urodziny, sukcesy naukowe i rocznice ślubu. Mamy swoje ulubione miejsca. Ale często spotykamy się u którejś z nas.
Serek z czosnkiem - naturalny antybiotyk
Przeziębiłam się, straciłam głos i głowa boli okropnie. Najchętniej zapakowałabym się do łóżeczka, z herbatką z cytryną i miodem. Ale nie da się. Trzeba się więc jakoś postawić na nogi. Serek z czosnkiem będzie myślę odpowiedni.
Big potato
Kraków uwielbiam od dzieciństwa. Moja mama studiowała w Krakowie. Mój tata mieszkał tam i chodził do szkoły średniej. Nic więc dziwnego, że jest mi bliski - mam go w genach. Kraków odkryła przede mną mama. Jeździłam z nią tam zwiedzać i podziwiać. Potem poznawałam miasto od kulturalnej strony - jeżdżąc w szkole średniej na spektakle teatralne. Za każdym razem to była wyprawa i w związku z tym wrażenia też były ogromne. Od czasów skończenia studiów Kraków stał się bardziej osiągalny, głównie dzięki skróceniu czasu podróżowania. Od wielu już lat wpadamy więc sobie z mężem i dziećmi do tego pięknego miasta. Czasami przejazdem tylko, w drodze w góry, a czasami celowo, żeby teraz odkryć przed młodymi to piękne miasto.
czwartek, 8 grudnia 2016
Słodka pasta z mascarpone
W czasie adwentu nie jem słodyczy. Mam taką swoją małą tradycję od wielu lat. Żeby to oczekiwanie było wyjątkowe. Ale ponieważ jestem osobą uzależnioną od słodyczy (i zakupów, ale to już inna historia), czasami wytrwanie tych czterech tygodni jest trudne. Więc słodzę wtedy kawę, której wcześniej nie słodziłam, a w chwilach największego kryzysu wyjadam łyżeczą miód albo dżem ze słoika...
środa, 30 listopada 2016
Łososiowa pasta z twarogiem
W moim rodzinnym domu w czasie świąt i Bożego Narodzenia i Wielkanocnych celebruje się śniadania. Zawsze zbieraliśmy się całą rodziną przy wspólnym stole. Śniadanie było poźne. Zaczynało się o 9 - 9.30. Wszyscy zasiadali odświętnie ubrani. Nikt nie odchodził, nawet dzieci, tylko wszyscy razem jedli, rozmawiali, odpoczywali, znowu jedli i tak aż do południa. To nasze śniadanie było głównym posiłkiem świąt, bo potem na obiad był zawsze bigos. Nic więcej konkretnego.
poniedziałek, 28 listopada 2016
Pasta brokułowa z fetą
Moi synowie nie jedzą warzyw. A jeśli już bardzo wybiórczo. Miki lubi brokuły, Maciek z sałatki brokułowej wyjada fetę. Więc postanowiłam poeksperymentować i oba smaki połączyć tak, aby każdy miał to co lubi. Bardzo szybko powstała brokułowa pasta z serem feta.
Składniki:
opakowanie brokułów
opakowanie serka feta
3 łyżki ziaren słonecznika
pieprz, zmielony kminek
Brokuły rozdzielić, ugotować al dente. Po wystudzeniu utrzeć blenderem na masę. Dodać ser feta i ponownie utrzeć. Jeśli ktoś lubi, żeby w paście coś chrupało, dodać ziarna słonecznika w całości. Ja do swojej pasty zmieliłam. Pasta będzie dość słona przez fetę, nie ma za bardzo potrzeby doprawiania solą, wystarczy tylko odrobina pieprzu i jak ktoś lubi mielony kminek. I gotowe.
niedziela, 27 listopada 2016
Kurczak w cieście
Wymyślanie obiadów dla pięcioosobowej rodziny i wymyślatych dzieci, z których każdy czegoś nie je, to nie lada wyzwanie. Kiedyś wpadli w ciąg jedzenia klopsików. Kiedy ich nie spytała,, co na obiad, odpowiadali - klopsiki. Potem był czas na udka z kurczaka w woreczkach, z różnymi przepisami. Kotlety schabowe, czy z piersi kurczaka też przerabialiśmy tygodniami. Aż w końcu wpadłam na pomysł zrobienia czegoś innego. I żeby jeszcze nie trzeba było stać przy tym przez kilka godzin.
sobota, 26 listopada 2016
Pasta z wędliny
Moje szkolne czasy przypadły na lata, gdy w sklepach niewiele było. Kartki na wędlinę i pół dnia stania w kolejkach po pachnące gumki chińskie. Zaspy ze śniegu po ramiona i taki mróz, że odwoływano na tydzień zajęcia w szkole. Zakaz biegania po trawnikach, łowienie dżdżownic z kałuż po deszczu i godziny zabawy na trzepaku. Gry w gumę, w chowanego w piwnicach i powrót z kluczem od domu od pierwszej klasy. Program w telewizji dla dzieci przez godzinę dziennie - Zwierzyniec, Michałki, plus Dobranocka. Gra w statki na kartce, w szubienicę i państwa-miasta. Pomarańcze, czekolada i szynka tylko na Boże Narodzenie. Dla rodziców największym problemem było zaopatrzenie w jedzenie. Ale tu niezastąpiona okazała się rodzina.
piątek, 25 listopada 2016
Pasta z czubrycą i solą z Pirano
W moim rodzinnym mieście trzy razy w tygodniu odbywa się targ. We wtorki - raczej warzywno-owocowy, w czwartek asortyment jest bardziej urozmaicony, ale prawdziwy, wielki targ jest w sobotę. Budki z mięsem, rolnicy z warzywami, owocami, a nawet małymi kurczakami, budki z chlebem i cała masa stoisk z ubraniami. Kiedyś, rzeczywiście warto było kupować ubrania na targu, bo były znacznie tańsze niż w sklepie. Teraz, w czasach wyprzedaży i sieciówek, niestety już tak nie jest. Ale targ ma się nadal świetnie i sobotnią tradycją jest poranna wyprawa na targ. A w zasadzie na targowicę, bo nie wiadomo dlaczego, w moim mieście mówi się "targowica".
Guacamole
Dawno, dawno temu wybraliśmy się z mężem na wakacje nad morze. Nie były to takie zwykłe wakacje, bo zapakowaliśmy sakwami rowery i pojechaliśmy pociągiem na Hel. Stamtąd zaczęła się nasza wielka przygoda. Ponad dwa tygodnie zajęło nam pokonanie całego polskiego wybrzeża aż do Świnoujścia. Nawet przekroczyliśmy niemiecką granicę i odwiedziliśmy dwa następne, nadbałtyckie kurorty - Ahlbeck i Herringsdorf. Mieliśmy zaplanowane odcinki trasy do pokonania i miejscowości, gdzie zatrzymywaliśmy się na nocleg. Czasem były to pięknie zagospodarowane pola namiotowe, a czasem kawałek trawnika okalający większy dom wypoczynkowy. Ale daliśmy radę. Pogodę mieliśmy fantastyczną. A gdy już kończyliśmy naszą wyprawę, przy jednej z budek z rybami, usłyszeliśmy wiadomości. Okazało się, że cała Polska południowa od dwóch tygodni walczy z powodzią stulecia. Nie mogliśmy w to uwierzyć! Nam cały czas świeciło słońce! Raz tylko złapał nas deszcz i raz tak wiało, że chciało nam głowy urwać, gdy zatrzymaliśmy się na nocleg w Pogorzelicy. Tam właśnie jedliśmy tortille i tam też kiedyś dane nam było spróbować guacamole. Ni to pasta, ni to dip. Nadaje się jako jedno i drugie. Niby proste do zrobienia, ale mnie zajęło kilka miesięcy poszukiwanie właściwego smaku. Składniki podstawowe znałam, ale ciągle nie umiałam dojść do właściwych proporcji i "tajemniczego składnika", który nadawałby paście tak charakterystyczny aromat.
czwartek, 24 listopada 2016
Obatzta - pasta do kanapek
Uczyłam się języka niemieckiego od 6 roku życia. Bardzo mi się podobał. Najpierw chodziłam na lekcje do hufca ZHP. Tam za darmo, popołudniami były właśnie lekcje dla dzieci. Przez dwa czy trzy lata właśnie tam chodziłam na moje zajęcia dodatkowe. Ponownie zaczęłam się uczyć tego języka po kilku latach przerwy. Od szóstej do ósmej klasy był to mój drugi język w szkole podstawowej. W liceum też trafiłam do klasy angielsko-niemieckiej. Oczywiście do grupy niemieckiej. Zdawałam maturę z tego języka i do tej pory pamiętam, jakie śmieszne dialogi układaliśmy z koleżankami i kolegami. To już prawie były małe scenki teatralne!
Pieczone kasztany
Jeszcze w studenckich czasach, na jakimś festynie, mój chłopak, albo już narzeczony, nie pamiętam jaki miał status, kupił mi pieczone, jadalne kasztany. Zawinięte były w zwykłą torebkę z brązowego grubego papieru. Zjeść było je ciężko, bo skorupki trudno było zdjąć i parzyły w ręce. Były twarde. Niezbyt mi smakowały. W każdym razie nie pamiętałam zupełnie, że potrafią być takie słodkie i dobre.
środa, 23 listopada 2016
Kasia - ciasto z jabłkami
To jedno z pierwszych moich ciast, które piekłam w swoim rodzinnym domu. Lubiłam na równi spędzać czas w kuchni, jak i na majsterkowaniu z tatą. Taką samą frajdą było dla mnie pomaganie w robieniu kopytek, klęcząc na stołku przy drewnianej stolnicy (gdy byłam jeszcze na tyle mała, że nie sięgałam stołu), jak i podawanie różnych narzędzi tacie, podczas naprawy piecyka gazowego czy lutowaniu drucików do baterii. Mimo wszystko wygrała pasja kulinarna, choć posługiwanie się narzędziami i naprawa różnych rzeczy, już w moim własnym domu, nie sprawiają mi większego kłopotu.
Telewizyjna przekąska
Mamy swoje domowe rytuały. W piątek jest czas na kino. O godzinie 20.00 cała rodzina zasiada przed telewizorem by oglądać wspólnie jakiś film. Kiedyś były to bajki. Teraz jeszcze też zdarzają się kreskówki, częściej jednak są to filmy z aktorami, ale zdecydowanie są to filmy dla dzieci. Rytuałowi oglądania towarzyszy niezmiennie rytuał jedzenia. Na czas kina trzeba koniecznie zabezpieczyć popcorn, chipsy i coca colę. Piątkowy wieczór to czas niezdrowego jedzenia.
wtorek, 22 listopada 2016
Idealna domowa pizza
Wbrew pozorom jest cała masa dań, których nie lubię. Zupa marchwiana z czosnkiem, zupa owocowa, klopsiki, za którymi moje dzieci wprost przepadają, żurek... Niektóre gotuję, mając na uwadze smaki moich domowników, ale sama nie jem.
Figowo-krówkowy tort Kuby
Kuba to mój najstarszy syn. Nie tak dawno obchodził swoje 16 urodziny. Kuba jednak nie jest typowym nastolatkiem, bo jest dzieckiem chorującym na MPD. W związku z tym różne upodobania ma też, jak na swój wiek nietypowe.
niedziela, 20 listopada 2016
Crumble
Nie lubię listopada, jesieni, gdy leje i wieje. Najchętniej zaszyłabym się wtedy pod kocem, na fotelu, przy kaloryferze. Z gorąca kawą, ewentualnie grzanym piwem i przeczekała. Może nie do wiosny, bo nie ma nic piękniejszego i bardziej optymistycznego niż śnieg, błękitne niebo i słońce. Do takiej zimy mogę czekać. Taką zimę akceptuję. A jeśli nie, to zdecydowanie do wiosny.
Haluszki
Spotykanie się z rodziną i znajomymi przy stole ma wiele plusów. Oczywiście spędzamy miło czas w gronie najbliższych czy długo niewidzianych. Poznajemy newsy z życia przyjaciół, dzielimy się własnymi sukcesami czy troskami. W końcu jednak i tak przychodzi moment na wymianę doświadczeń kulinarnych. Z ostatniego rodzinnego spotkania przywiozłam do własnego domu przepis na haluszki.
wtorek, 8 listopada 2016
Niebiański sernik
W szkole moich synów-bliźniaków co roku odbywają się dwa duże konkursy z religii - biblijny, dotyczący co roku innej ewangelii i Jana Pawła II. Moi synowie w obu startowali i w obu (choć każdy w innym) odnieśli sukcesy na najwyższym poziomie - diecezjalnym. Do obu konkursów przygotowywała ich Pani Ewa - nauczycielka religii. Wyjątkowa pod każdym względem. Na koniec roku szkolnego, na podsumowanie tej rocznej ogromnej pracy, zaprosiła wszystkich swoich uczniów biorących udział w tych dwóch konkursach razem z rodzicami na sernik. Spotkanie było wyjątkowe, bo uczestniczył w nim też ksiądz proboszcz osiedlowej parafii, który za kilka dni przenosił się do innej miejscowości.
piątek, 4 listopada 2016
Big potato
Kraków uwielbiam od dzieciństwa. Moja mama studiowała w Krakowie. Mój tata mieszkał tam i chodził do szkoły średniej. Nic więc dziwnego, że jest mi bliski - mam go w genach. Kraków odkryła przede mną mama. Jeździłam z nią tam zwiedzać i podziwiać. Potem poznawałam miasto od kulturalnej strony - jeżdżąc w szkole średniej na spektakle teatralne. Za każdym razem to była wyprawa i w związku z tym wrażenia też były ogromne. Od czasów skończenia studiów Kraków stał się bardziej osiągalny, głównie dzięki skróceniu czasu podróżowania. Od wielu już lat wpadamy więc sobie z mężem i dziećmi do tego pięknego miasta. Czasami przejazdem tylko, w drodze w góry, a czasami celowo, żeby teraz odkryć przed młodymi to piękne miasto.
poniedziałek, 31 października 2016
Bakłażan na kanapkę
Żona mojego kuzyna - Ala, któregoś dnia zakochała się we Włoszech. Zaczęło się od języka. W ciągu kilku lat, sama, jeszcze z kaset i płyt nauczyła się biegle włoskiego. Potem wyjechała do pracy na południe Włoch. Wyjeżdża tam regularnie, zwykle dwa razy w roku i tak sobie organizuje pracę, żeby móc przy okazji też pozwiedzać. Jej pasja przełożyła się też na aktywną działalność w stowarzyszeniu miłośników kultury włoskiej i poznanie tego kraju również od strony kulinarnej.
Głowa zombie
Raz na jakiś czas trafia mi się pomoc w kuchni. Zwykle Maciek pomaga w robieniu ciast. Ale kilka razy w roku w kuchni eksperymentuje Mikołaj. I jest to eksperyment w pełni samodzielny i głęboko przemyślany. W tym roku juz od kilku tygodni chodził za mną, żebym zgodziła się na jego pomysł na halloweenowy obiad. Najpierw co prawda miał to być obiad i kolacja, ale ostatecznie do realizacji został wybrany tylko obiad.
sobota, 29 października 2016
Dżem dyniowy
Nie robię zbyt wiele przetworów. Pamiętam czasy mojej szkoły średniej, gdy latem zbierałam owoce na działce rodziców. Porzeczki czarne i czerwone, agrest, wiśnie. Ręce podrapane od agrestowych kolców, godziny spędzone wieczorem na wydłubywaniu pestek z wiśni. Wielkie garczki na kuchence, w których to wszystko się potem smażyło. Piwnica zapełniająca się bardzo szybko dziesiątkami słoików.
czwartek, 27 października 2016
Zupa dyniowa
Zupa dyniowa nieodmiennie kojarzy mi się z dniem Wszystkich Świętych. Zawsze jadłam ją w okolicach 1 listopada, w Rybniku, w domu mamy mojego męża. Gęsta, dość ostra, z wyraźnym posmakiem cynamonu. Sycąca i bardzo dobrze rozgrzewająca. W tym roku postanowiłam sama zmierzyć się z tym daniem. Wyszła wersja na bogato, ale dzięki temu załatwia na obiad dwa dania. I o dziwo smakuje nawet moim wybrednym dzieciom.
środa, 26 października 2016
Czekoladowy antydepresant
Czekoladę uwielbiają u mnie w domu wszyscy. Zawsze i w każdej postaci. W chwilach największego kryzysu nawet wyjadają łyżeczką kakao rozpuszczalne. Mąż Marcin najbardziej żurawinową i gorzką, choć widziałam kiedyś, jak podkrada dzieciom kinderki. Maciek zje każdą, ale prawdziwą miłością darzy batoniki - snickersy, twixy, liony. Jeśli czekoalda, to mega słodka, czyli "krówkowa" lub toffi. Mikołaj jest wybredny. On tylko mleczną i białą. Więc jak dostaje np. na święta wielką Milkę z całymi orzecham, wszyscy w domu się cieszą, że będą mieć dodatkową czekoladę do podziału. Kuba ma fazy na słodkie. Może tygodniami nie ruszać leżących na widoku kinderków (wtedy bracia robią podchody, żeby je zdobyć), a któregoś dnia, w ciągu pięciu minut, zje ich całe pudełko. Ja też mam swoje hity. Lubię mleczną, także tą z całymi orzechami, gorzką z chili, ale najbardziej lubię kokosową. Ideał to Mauritius, bo ma wiórki kokosowe zatopione w czekoladzie, a nie nadzienie. Jeśli chodzi o ciasto czekoladowe, jestem bardziej wybredna. Lubię brownie, nie przepadam za murzynkami. Są dla mnie za suche, za twarde. Do czasu. Znalazłam przepis, który mi odpowiada, a do tego ma tyle możliwości własnej interpretacji, ilu wykonawców. Dostałam go od mamy wiele lat temu i już wiele razy robiłam go w wersji full, czyli z serem. Teraz przyszła pora na wariacje z samą częścią czekoladową. Żeby było dużo czekolady, bo na deszcz za oknem to najlepszy lek na depresję.
wtorek, 25 października 2016
Cytrynowo-kokosowy eksperyment
Pewnej niedzieli mój mąż zapytał o coś słodkiego. Niestety, poza gorzką czekoladą nie było nic. Ubrał więc buty i poszedł do piekarni. Wrócił za chwilę z kawałkiem ciasta. (Jak to dobrze, że piekrania jest czynna całą dobę :-) I wtedy padły słowa, które długo zapamiętałam: Bez ciasta, niedziela się nie liczy. Więc, pomimo kolejnych fałdek na brzuchu ( bo jak tu upiec i nie spróbować), staram się coś dobrego na weekend wymyślać.
Bardzo dawno temu, w domu babci mojego męża, jadłam pyszne ciasto kokosowe. Uwielbiam kokos, ale zbyt wiele przepisów z jego wykorzystaniem nie miałam. Ciasto babci Milki było rewelacyjne. Kruchy spód, a na wierzchu przypieczona gruba warstwa kokosu, która smakowała, jak klasyczne kokosanki z odpustowych straganów przed kościołem. Słodycz wielka, pyszna. Przepis wzięłam, zrobiłam raz, jeszcze w akademiku. Wiele lat oryginalna kartka z przepisem przeleżała w segregatorze z przepisami. Zżółkła, ale nadal piękne, stare pismo dało się odczytać. Tyle tylko, że tym razem przyszedł czas na eksperyment ze spodem ciasta. Młodsi synowie od tygodnia nie chodzą do szkoły, bo dopadło ich zapalenie płuc. Zwłaszcza Maciek gorzej wszystko przechodzi i ciężko mu idzie zdrowienie. Maciek jest wielkim miłośnikiem wszystkiego co słodkie, ma też zacięcie do gotowania i pieczenia. Jego popisowy numer to ucierane ciasto cytrynowe. Chciałam więc sprawić mu przyjemność i połączyłam stary przepis babci Milki z ciastem cytrynowym. Ale, żeby nie był prawdziwy eksperyment, to ciasto cytrynowe też z innego przepisu. Znalazłam na blogu mojewypieki, ale też nieco zmodyfikowałam.
Cytrynowy spód
160 g margaryny do pieczenia
3/4 szklanki cukru
3 duże jajka
otarta skórka z 2 cytryn
sok z 1/2 cytryny
170g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Margarynę utrzeć na gładką masę dodając na zmianę całe jajka i porcje cukru. Do masy wsypać przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia. Wymieszać. Na koniec dodać skórkę i sok z cytryny. Wymieszać.
Wyłożyć na blachę, na papier do pieczenia i podpiec 15 minut w temp. 180 stopni.
Kokosowa góra
100g margaryny do pieczenia
1/2 szklanki cukru
1 i 1/2 szklanki wiórków kokosowych
cukier waniliowy
3 łyżki śmietanki lub mleka
Wszystkie składniki wymieszać na masę. Wyłożyć na podpieczony spód i piec całość jeszcze 15 minut w temp. 180 stopni.
Po wystudzeniu ozdobiłam ciasto lukrem (cukier puder+woda+barwnik spożywczy) i grillowaną cytryną.
Jesienna zupa
Moje dzieci nie lubią warzyw. Wybierają z krupniku, jarzynowej, pieczarkowej, każdy kawałek selera, marchewki i pietruszki, ozdabiając wianuszkiem brzeg talerza. Z surówek zjedzą tylko marchewkę z jabłkiem, albo buraczki. Sałatki akceptują raptem trzy. Denerwowało mnie to długo, aż zaczęłam robić zupy-kremy. Wrzucałam jarzyny do zupy, ale potem wszystko bezlitośnie traktowałam blenderem. I nagle okazało się, że takie zupy wszyscy domownicy akceptują bez szemrania. Ba, nawet uwielbiają je. I tak powstały liczne wariacje na temat jarzyn, ale mamy jedną ulubioną. Robi się ją błyskawicznie. W Biedronkowej chłodni jest mrożonka o nazwie "Jarzynowe trio" - kalafior, brokuły, marchewka. Jest to duże opakowanie, dzięki czemu zupa naturalnie robi się po zmiksowaniu gęsta. A żeby było nie tylko szybko, ale i ładnie, dodajemy do niej grzanki, pestki dyni i słonecznika. I oczywiście kleksik ze śmietany!
Przepis dla 5 osób na dwa dni
Mrożonka "Jarzynowe trio"
Skrzydełko z kurczaka lub rosołki winiary
1 duża bułka na grzanki
odrobina margaryny do grzanek
pestki dyni
ziarna słonecznika
gęsta śmietana do zrobienia "kleksika"
natka pietruszki
sól, pieprz
Jeśli robimy zupęna skrzydełku z kurczaka, najpierw zagotować wodę (ok. 1,5-2 litry) z mięsem. Do gotującej wody wrzucić jarzyny. Jeśli robimy zupę na rosołkach jarzyny zalać wodą i zagotować, a następnie wrzucić 2 rosołki. Gotować do miękkości jarzyn. Doprawić solą, pieprzem. Zblenderować. zrobić grzanki. Bułkę pokroić w kostkę, usmażyć na patelni, na roztopionej margarynie, albo maśle klarowanym. Po podzieleniu na talerzach, do każdej porcji dodać garść grzanek, posypać ziarnami i pestkami i ozdobić kleksikiem ze śmietany i pokrojoną natką pietruszki.
Mołdawskie ziemniaki
Tak naprawdę nie do końca jestem pewna czy przepis pochodzi z Mołdawii. Mnie kojarzy się właśnie z tym krajem.
Latem, podczas Światowych Dni Młodzieży gościliśmy w naszym domu 18 - letnią Veronicę. Przyjechała z całą grupą z Mołdawii. Zaledwie dwa lata starsza od naszego najstarszego syna - Kuby, wniosła do naszego domu ogrom niespodziewanych emocji. Zwykle, podczas normalnego tygodnia szkoły i pracy, zajęci własnymi sprawami, wieczorami nie mamy czasu, by dłużej pobyć z sobą. Nie mamy ani czasu, ani nawet ochoty, by każdego dnia do późna ze sobą rozmawiać. Tymczasem Veronica nieoczekiwanie zjednoczyła nas przy stole w kuchni, gdzie do północy jedliśmy, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Po polsku, po rosyjsku, po angielsku - świetnie się rozumieliśmy i bardzo miło spędzaliśmy ze sobą czas. Z przyjemnością się nią opiekowaliśmy, widząc, z jaką otwartością przyjmuje tą naszą opiekę. W pewien sposób jej pobyt przyniósł też mnie refleksję odnośnie Kuby. "Jakby to było, gdyby był zdrowy, gdyby urodził się wcześniej"...
Veronica wróciła do domu i możemy wzajemnie śledzić swoje losy obserwując profile na FB. I właśnie całkiem niedawno, na profilu mamy Veronici - Sylvii, znalazłam przepis na faszerowane ziemniaki. Odrobinę go zmodyfikowałam. Wymaga co prawda czasu, ale polecam, nawet jako danie na imprezę. Wygląda fajnie, smakuje doskonale.
Przepis dla 5 osób
średniej wielkości ziemniaki - po 1-2 sztuki dla każdego (w zależności od apetytów)
1/2 opakowania sera feta
ok.200g startego na tarce żółtego sera (ja dałam goudę, rodzaj wg własnego upodobania)
po 2 na każdego ziemniaka, wąskie plasterki szynki parmeńskiej
posiekana natka pietruszki
sól, pieprz
Ziemniaki wyszorować, naciąć delikatnie wzdłuż, owinąć folią aluminiową i wstawić do piekarnika. Piec 1 godzinę w temp. 250 stopni. Po upieczeniu wyjąć, odciąć z każdej strony końcówkę (chodzi o to, żeby ziemniaka po nafaszerowaniu łatwo było postawić). Postawić na jednym końcu i wydążyć trochę ze środka. Posypać solą i pieprzem.
Zrobić farsz. Starty ser żółty wymieszać z rozgniecioną widelcem fetą. Połączyć z natką. Podzielić na porcje i włożyć do wydrążonych ziemniaków. Na wierzch położyć odkrojoną "czapeczkę" i każdy ziemniak owinąć szynką. Wstawić do piekarnika i piec jeszcze 15 minut w 180 stopniach. Podawać rozkrojony z sosem czosnkowym i sałatką z kapusty pekińskiej.
sos czosnkowy
5 łyżek śmietany 18%
2 ząbki czosnku starte na tarce
sól
Składniki sosu wymieszać. Dobrze smakuje, jeśli jest zimny, prosto z lodówki.
sałatka z kapusty pekińskiej
3 duże liście kapusty pekińskiej
1 jabłko starte na tarce
1/2 cebuli drobno pokrojonej
oliwa
sól, pieprz
Kapustę pokroić, dadać jabłko i cebulę. Doprawić do smaku solą i pieprzem, polać oliwą. Mała sugestia - sałatka smakuje lepiej, gdy trochę się "przegryzie". Warto ją zrobić godzinę przed podaniem.
Witajcie!
Wielkie dzień dobry. Namawiana przez bliskich i trochę dalszych znajomych, postanowiłam w końcu zmierzyć sie z wyzwaniem i założyć bloga. Trochę kulinarnego, trochę refleksyjnego, a jak wystarczy energii, to jeszcze trochę podróżniczego. Na pewno w każdym razie będzie smacznie. Zapraszam serdecznie.
Aneta
Subskrybuj:
Posty (Atom)